11 paź 2014

Rozdział II

Rosalie

       W Brantford już od dwóch godzin panowała ciemność. Mimo tego, że jest wiosna, na zewnątrz temperatura była niczego sobie a nawet bardzo przyjemna. W krótkim rękawku oraz zwykłych jeansach maszerowałam ulicami miasta, ze słuchawkami w uszach, zastanawiając się nad tym, czy aby na pewno to wszystko ma sens. Ich śmierć, ja w innym domu oraz fakt, że byłam postrachem nie tylko tych młodszych, ale i starszych w okolicy. Jaka naprawdę byłam? Szczerze? Tego nawet ja do końca nie wiem. Nigdy nie znalazłam "prawdziwej siebie".
       Słysząc pierwsze słowa ulubionej piosenki uśmiechnęłam się pod nosem kierując wzrok ku niebu. Czekając na ulubioną jej część westchnęłam głośno po czym przełknęłam ślinę wskakując na niewielki murek przy boisku:

* Got the girl twisted 'cause she open when you twist her
Never met the bitch, but I f-ck her like I missed her
Life is the bitch, and death is her sister
Sleep is the cousin, what a f-ckin' family picture

       Mimowolnie na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, gdy w pewnej chwili zauważyłam niewielką grupkę nastolatków przyglądających się mojej osobie. Widząc, że również na nich patrzę, po prostu odwrócili się powracając do rozmowy i własnych zajęć. Czy miałam talent? Potrafiłam śpiewać? Nie wiem, ale uwielbiałam to robić. Czułam się wolna zatracając się we własnej "zmyślonej rzeczywistości". Może i nie mam jakiegoś planu na życie, wszystko jest mi obojętne... Ale wiem, że nie potrzebuję nikogo mieć przy sobie. Samotność była mi pisana i tak jest. Od zawsze na zawsze sama. Po co mi ktoś, kto za jakiś czas znajdzie sobie pretekst do tego, by odejść? Po co mi chłopak, przyjaciółka, kolega, skoro i tak znikną, gdy tylko pojawi się jakiś problem? Pamiętam, jak takie znajomości się dla mnie kończyły. Chociaż bardzo chcę o nich wszystkich zapomnieć... Nie potrafię.

       Bo pamięć to funkcja emocji. Moje emocje są w sumie... Nie do opisania. Nie do wypowiedzenia czy okazania. Jest we mnie tego wszystkiego aż nadto, bym mogła wyrzucić to z siebie jednym krzyknięciem czy uderzeniem w ścianę.

       Gdy dotarłam na miejsce, pod budowę nowego stadionu, ujrzałam już znaną mi twarz młodego chłopaka, który czekał tam na mnie już dobre pięć minut.
       — Co tak długo? — spytał od niechcenia rozglądając się po okolicy.
       — Dobrze wiesz, że lubię czasami sobie pospacerować. Masz to? — spojrzałam na niego spod opadających mi na twarz blond włosów. Chłopak uśmiechając się złośliwie wyciągnął w moją stronę dłoń z niewielką paczuszką, jednak, gdy już miałam ją chwycić, cofnął rękę chowając ją za plecy.
       — A kasa?
       — Czy kiedykolwiek Ci zalegałam? — mruknęłam krzywiąc się lekko a następnie sięgnęłam do kieszeni dając mu to, czego pragnął tak bardzo, jak ja tego gówna. Gdy otrzymałam to, czego chciałam, uśmiechnęłam się szeroko odwracając się na pięcie. Po kolejnej godzinie spacerowania stanęłam na środku swojego pokoju rozglądając się dokoła. Ściany koloru łososiowego z czarnymi wzorkami idealnie komponowały się z wielkim czarnym łóżkiem oraz pomarańczową pościelą. Do tego ciemnobrązowa meblościanka i tej samej barwy żaluzje.
       Czy było mi tu dobrze? Tak. Jak cholera. Więc dlaczego nie byłam tak szczęśliwa, jakby każda inna sierota była? Nowa rodzina otworzyła przede mną wiele nowych drzwi i możliwości. Nie potrafiłam jednak tego docenić. Wiedziałam, że to zniknie tak szybko, jak się pojawiło. Nie chciałam od nich niczego. Nie mogłam się przyzwyczaić do luksusu, ponieważ lada dzień mogli mi to wszystko zabrać. Dobrze wiedziałam, że mogłam sama to osiągnąć. Może i w niezbyt legalny sposób, ale... Dostałabym to wszystko gdybym tylko się postarała.
       Rzuciłam się na łóżko ściskając mocno w dłoniach woreczek. Marzyłam, by znów zatracić się w tym wszystkim, w swoim świecie. Nowi przybrani rodzice wyjechali, dzięki czemu nie musiałam się martwić tym, że wejdą tu i zobaczą co wyprawiam. Na pewno gdyby wiedzieli co tak naprawdę robię wyrzuciliby mnie na zbity pysk.
       — Imprezę czas zacząć. — zaśmiałam się krótko siadając po turecku. Usypałam niewielką kreskę na zewnętrznej stronie dłoni po czym wciągnęłam za jednym zamachem, smakując narkotyku. Opadłam bezwładnie na poduszki przymykając oczy. W moich uszach znów zabrzmiały słowa Eminema, które za każdym razem koiły moje nerwy czy myśli. To właśnie było moje życie, do którego nikt nie ma wstępu.

       Wyrzucić z siebie cały zgiełk rozterek, myśli i wątpliwości. Wyspowiadać się, wymyślić sobie pokutę i nie musieć przyrzekać poprawy, trochę usprawiedliwić, trochę się pożalić, ale przede wszystkim przekonać się, że to nieprawda, iż ja jestem z innego świata, kiedy cała reszta pochodzi z Ziemi. Myślenie nie wyklucza emocji. Wręcz przeciwnie. Ja myślę o emocjach. Chcę zrozumieć ich pochodzenie.
Myślisz, że wspomnienie rozbite na tysiące kawałków przestaje być wspomnieniem? A może ma się wtedy zamiast jednego tysiąc wspomnień? Jeśli tak, to myślisz, że teraz każde z tego tysiąca będzie bolało z osobna?

       Picie jest poszukiwaniem raju. Dlatego piję, piję do nieprzytomności. Piję by zapomnieć, by trafić do innego świata, by trafić w końcu w miejsce, w którym poczuję się dobrze i w będę szczęśliwa. Czy jednak znajdę to, czego chcę?
       Sięgnęłam pod łóżko i, gdy natknęłam się na zostawioną wczoraj butelkę, wyjęłam ją od razu dostawiając do ust. Trunek zalał moje gardło zostawiając po sobie gorzki, ostry, ale jakże dobry smak. Piwo z sokiem to jedyny alkohol, który sięgnie wgłąb mnie. Nigdy nie piłam wódki czy wina, tylko to. Taki mój mały fetysz.
       — Two blind bandits panic, whose mental capacity holds. That of a globe on top of nine other planets. Kissed the cheek of the devil. — zanuciłam spoglądając w sufit, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. — Wejść. — krzyknęłam wiedząc, że to synalek moich przyszywanych rodziców, Jason.
       Gdy pojawił się w pokoju i spojrzał na mnie, jęknął przeciągle a następnie wskoczył na miejsce obok. Dobrze wiedziałam czego chce. Podałam mu woreczek i, gdy tylko wciągnął, opadł obok patrząc tam, gdzie ja.
       — Znowu kupiłaś? —spytał głębokim, ochrypłym głosem nie ruszając się z miejsca.
       — A co, nie podoba się to? Możesz zawsze wyjść stąd.— warknęłam, przechylając głowę w jego stronę. Gdy oczy Jasona spojrzały w moje poczułam ciepło ogarniające moje ciało. Sprawiał, że nie czułam się aż tak samotna. Może i nie rozmawialiśmy codziennie, nie byliśmy kochającym się przyszywanym rodzeństwem, też się nie nienawidziliśmy, ale, gdy rodziców nie było w domu, potrafiliśmy jakoś posiedzieć razem w moim czy jego pokoju.
       — Przestań, mała.— zaśmiał się krótko manewrując opuszkami palców po moim ramieniu. — Znowu pijesz to gówno? Nie masz czegoś lepszego? — spytał widząc w mojej dłoni butelkę trunku. Wzruszyłam lekko ramionami odwracając wzrok. Wypiłam szybkim haustem całą zawartość szkła. Dobrze wiedziałam w czym przebiera Jason. Coś zapali, innym razem wciągnie, wypije kilka głębszych na imprezie. Normalny nastolatek.
       W pewnej chwili dłoń Jasona znalazła się na moim barku, delikatnie je masując. Wiedząc do czego zmierza usiadłam po turecku, odwrócona do niego plecami. Od razu rączki przyszywanego brata spoczęły na moich ramionach masując je z czułością i delikatnością. Tego właśnie było mi potrzeba. Męskiej ręki, która wiedziała jak zadziałać na wszystkie moje zmysły.
       — Rozluźnij się, Rose.— szepnął, wprost do mojego ucha na co przymknęłam powieki z lekkim, błogim uśmiechem. Czułam, że narkotyk zaczyna działać. Już kilka chwil później wargi Jasona wędrowały po skórze mojej szyi, masując ją delikatnie. Wtedy dopiero odpłynęłam do swojego świata.
       Ilek­roć w twoim życiu wy­darzy się coś nap­rawdę is­totne­go – gdziekol­wiek byś była –  poszu­kaj naj­bliższe­go pa­tyka i na­pisz na nim tę oko­liczność i datę. Zbieraj pa­tyki, dbaj o nie. Nie po­win­no być ich zbyt wiele. Co parę lat sor­tuj je, od­dzielaj wy­darze­nia, które zacho­wują ważność, od tych, które ją tracą. Wiesz o co chodzi. Resztę wyrzuć. Kiedy się zes­tarze­jesz, roz­cho­rujesz al­bo będziesz pew­na, że zos­tało ci mało cza­su, zbierz wszys­tkie w wiązkę i spal ją. Do­konaj zaślu­bin pa­tyków


* * * 
       — O której jest ten mecz?—  spytałam, gdy Jason zakładał czarną koszulkę z czachą na środku. Małe kropelki wody wciąż kapały z jego włosów a z łazienki wydobywał się łagodny zapach mięty oraz para, po długim gorącym prysznicu jaki wziął. Łóżko chłopaka, choć nie było tak wygodne jak moje, sprawiło, że czułam się odrobinę senna. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że dopiero co się obudziłam
       — O siedemnastej, przyjdziesz?—  uśmiech na jego twarzy od razu sprawił, że i kąciki mych ust uniosły się w łobuzerski sposób.
       — A jak sądzisz? Nie oczekuj jednak ode mnie, że będę skakała z pomponami.— westchnęłam głośno opadając na zimną pościel. Jego rodziców nie było w domu przez co mieliśmy wolną rękę, mogliśmy robić co nam się żywnie podoba.
Jego starsi, a raczej nasi, ufali mu bezgranicznie. Pozwalali na comiesięczne imprezy, które przeobraziły się w te cotygodniowe. Śmieszyło mnie to, że ani razu jeszcze go nie przyłapali. Mnie za to próbowali wychować "od nowa". Chcieli przerobić mnie na plastikową, grzeczną lalę, która byłaby dla nich dumą oraz kimś, kim mogliby się chwalić przed sąsiadami.
       W pewnej chwili poczułam, jak łóżko się ugina a ktoś niemalże wisi nade mną dmuchając lekko w moje usta. Wytknęłam szybko język tym samym dotykając nim warg Jasona, który natychmiast zaśmiał się opadając na mnie swoim cielskiem. Jęknęłam pod wpływem jego ciężaru czując, że nie mogę się ruszyć.
       — Zgnieciesz mnie gnoju!—  krzyknęłam, gdy wsunął dłonie pod koszulkę na moich plecach. Zaczął składać niechlujne pocałunki na mojej szyi i dekolcie, raz po raz liżąc ich skórę. Przymknęłam powieki wsuwając palce we włosy Jasona, lekko je targając.
       Czy jego, a raczej nasi rodzice wiedzą o tym jakie relacje nas łączą? Oczywiście, że nie. Na pewno wyrzuciliby mnie z domu, gdyby dowiedzieli się co wraz z Jasonem wyprawiamy pod ich nieobecność. Nie jest to seks, ale gdy potrzebujemy bliskości to po prostu przychodzimy do siebie. Na pewno nie pozwoliłabym mu, jak i żadnemu innemu facetowi tutaj wsadzić we mnie swojego kutasa. Co to to nie. Gdy jego dłonie dotarły do zapięcia mojego stanika szybko zepchnęłam go z siebie przez co wylądował obok łóżka warcząc coś pod nosem. Ups! Zaśmiałam się cicho a następnie ześlizgnęłam się z łóżka poprawiając ubranie.
       — Nie ma teraz takich zabaw, nie nie nie.— odetchnęłam głęboko po czym skierowałam się w stronę drzwi, za którymi znalazłam się już po chwili idąc do pokoju naprzeciwko.

       Co jest najśmieszniejsze w ludziach: Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.
       Już o szesnastej postanowiłam wyjść z domu i ruszyć na stadion, gdzie Jason miał zagrać mecz piłki nożnej. Nigdy nie chodziłam na tego typu zawody, festyny, imprezy, nazwijcie to jak sobie chcecie. Po prostu nie interesowało mnie to, ale zaczynałam nudzić się w te wakacje. Aż mnie korciło, by założyć nowe, sztruksowe spodenki w odcieniu beżu oraz luźną, czarną bokserkę z ogromną strzykawką na piersi. Włosy związałam w wysokiego kucyka, ozdobiłam uszy kolczykami i pomalowałam rzęsy maskarą. Po co mi więcej? Już wystarczy że inne chodzące, plastikowe lale zaśmiecają nasze miasto. Jedna mniej nie zaszkodzi.
       Za drzwiami poczułam przypływ gorącego powietrza. Jason od ponad godziny był na stadionie i zapewne już się rozgrzewał. Schowałam klucze do tylnej kieszeni spodni a telefon zostawiłam w domu nie chcąc, by ktokolwiek dobijał się do mnie. Miałam towar a więcej do szczęścia nie potrzeba mi było. Idąc wzdłuż ulicy czułam na sobie wzrok starszych pań, które jak zawsze wytykały mnie palcami. " Jak ta dziewucha wygląda! Myśli, że nikt nie wie o tym, co wyprawia po kątach! Za moich czasów to takie koleżanki rodzice prali nawet przed drzwiami na oczach wszystkich."- żebym to ja raz to słyszała. Mimowolnie uśmiechnęłam się, gdy przyłapane na obczajaniu mnie szybko odwróciły wzrok. Czy lubiłam być postrachem okolicy? Tak. To było dość zabawne. Ludzie potrafili wymyślać na Twój temat przeróżne bajki tak naprawdę nic o Tobie nie wiedząc. Złodziej? Nie bardzo. Dostaję pieniądze. Narkoman? Może czasami coś wciągnę. Czy rodzice mnie wychowali? Gdyby tylko mieli szansę. Czy lubię bójki? Nie, ale czasami po prostu nie da się stać z założonymi rękoma i słuchać jak ktoś Cię szmaci. Nie jestem prostytutką, nie jestem dilerem, nie siedziałam w poprawczaku, nie zamordowałam nikogo, nie jestem nielegalnym imigrantem. Jestem zwykłą, normalną Rose, która czasami coś wciągnie i nie lubi ludzi. Z drugiej strony przykro mi było, kiedy pojawiały się plotki na mój temat o tym, że puszczam się z kim popadnie. Gdybym miała się z kimś założyć o to, że jestem jedyną dziewicą w tym mieście, zrobiłabym to.
       Na miejsce dotarłam po ponad pół godziny, czyli idealnie z gwizdkiem sędziego usiadłam na trybunach w najwyższym rzędzie. Jason biegł z piłką w stronę bramki, gdy nagle ktoś odebrał mu ją na co ludzie kilka miejsc niżej zaczęli gwizdać i krzyczeć. Oczywiście chłopak się nie poddał i zaraz wrócił za nią. Przy pomocy kilku kumpli z drużyny trafili w kolejnych dwudziestu minutach dwa gole, za to ich przeciwnicy zdobyli zaledwie jeden.
       Byłam dumna z brata, walczył do samego końca. Mimo kilku potknięć jego drużyny zajęli pierwsze miejsce z wynikiem 5:3. Wszyscy im gratulowali, wiele roznegliżowanych, starszych jak i młodszych dziewcząt podbiegło do chłopaków ściskając ich i całując. Na pewno nie obędzie się bez uroczystej imprezy, podczas której opiją zwycięstwo.
       — Nieźle nawet sobie poradziłeś. Mogę dziś być z ciebie dumna. — odetchnęłam spokojnie po czym mrugnęłam do Jasona, który przybijał piątki z chłopakami. Wszyscy zmierzyli mnie wzrokiem szepcząc coś do siebie. No co? Już nie mogę pokibicować własnemu bratu?
       — Pff? Tylko nieźle? Przyznaj mi, że masz zdolnego brata.— odparł podbiegając do mnie i biorąc mnie na ręce. Przerzucił mnie sobie przez ramię tym samym otrzymując od moich małych pięści kilka ciosów w plecy. Jestem przekonana co do tego, że chodzi na siłownię. No nie może być inaczej!





_____________________ * * * _____________________

Witam :)
Wyzdrowiałam! I muszę Wam powiedzieć, że czuję się lepiej niż dotychczas. Nawet mimo tego, że opuściliście mnie, moi drodzy czytelnicy. Trochę mi przykro z tego powodu, ale mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie i wrócicie do czytania Collision.
Pod rozdziałem pierwszym jest jedynie 9 komentarzy, wyświetlony był 78 razy. Prolog ma za to komentarzy TYLKO 5 a wyświetleń 112 :< Trochę smutno, ale przecież nikogo nie zmuszę do wypowiadania się na temat tego co piszę dla Was.

Jeśli szukacie jakiegoś zajebistego opowiadania to zapraszam Was tutaj:

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

11 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział <3 Dawaj szybko kolejny bo to opowiadanie jest cudne i kocham je czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie zaczyna się wprost świetnie, nie mogę doczekać się następnego! ♥ Dodam Twojego bloga do polecanych i może również postąpiłabyś tak w moim przypadku?
    Pozdrawiam serdecznie. :)
    [http://apart-from-you.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie zawsze mnie ciekawiło. Cieszę się, że wróciłaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny! Czekam NN :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super !! 😂😂😂

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszesz tak orginalnie w dobrym znaczeniu. Jestem ciekawa kiedy Rose spotka się z Justinem. Życzę weny i czekam na następny. kocham cię x

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś czuję, ze to opowiadanie będzie inne od wszystkich. Życzę dużo weny i czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czemu ale bardzo mnie ciekawią jej relacje z przyszywanym bratem :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Wpadłam przypadkiem i chociaż nie jestem fanką Biebera, ani tym bardziej wątków o samookaleczaniu, chyba zostanę na dłużej. Ostatnio stałam się wybrednym czytelnikiem, nawet bardzo. A u Ciebie nie dość, że są pauzy a nie dywizy, to jeszcze poprawna interpunkcja i w miarę lekki styl!
    Wychodzę z założenia, że ff czyta się jak zwykłe opowiadania, więc przymknę oko na JB i będę czytała, udając, że to po prostu jakiś tam Justin. Właśnie zyskałaś nowego czytelnika. :)

    Jeżeli znajdziesz chwilę czasu, zapraszam do siebie na opowiadanie angel fantasy i paranormal romance z Calumem Hoodem (5sos): angel-calum-fanfiction.blogspot.com, a ja biegnę czytać Twoje kolejne rozdziały i na pewno jeszcze odezwę się w komentarzu. Sama doskonale wiem, co to znaczy przeczytać piękny, wyczerpujący kom i jaka to przyjemność i przede wszystkim motywacja. :)
    Koneko

    OdpowiedzUsuń