Justin
— Mieszkasz z rodzicami, tak? Nie martwią się czasem o Ciebie? I dlaczego nie spędzasz czasu z przyjaciółmi?— zacząłem wypytywać ją podobnie, jak ona mnie. Uśmiechnąłem się przelotnie, gdy w końcu zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem. Widząc, że jej policzki się rumienią, poczułem ogromną satysfakcję z tego, że właśnie przeze mnie tak się dzieje. Mimo wszystko najwidoczniej nadal mam swój urok.
— Moi rodzice nie żyją.— Usłyszałem jej krótką odpowiedź, na co przeszły mnie niemiłe dreszcze. Co więcej musiało się wydarzyć, że tak krucha i piękna dziewczyna postanowiła przyjść w tak przerażające miejsce jak to?
Cisza panująca między nami była naprawdę krępująca. Aż zacząłem żałować, że spytałem ją o rodziców i wypytywałem o to wszystko. Zaskoczyło mnie jednak to, co Rose zrobiła kilka minut później.
— Wiesz... Nawet ich nie pamiętam. Ciągle mnie przerzucano z rąk do rąk, między bidulami, aż w końcu trafiłam tu. Myślałam, że będzie dobrze, ale myliłam się. Nie potrafię nadal znaleźć dla siebie miejsca.— zaśmiała się krótko, siadając po turecku na ławce. Nie przerywając dziewczynie jedynie wpatrywałem się w jej pulchne, lekko zaróżowione, drżące wargi.— Moje życie to gówno a ja tarzam się w nim jak świnia.
Na słowa padające z jej ust mimowolnie zacząłem się śmiać. Co dziwne... Rose dołączyła do mnie i w końcu mogłem zobaczyć, jak się uśmiecha. Mogłem usłyszeć ten łagodny i przyjemny dla mych uszu dźwięk.
— Naprawdę świetnie się podsumowałaś, Rose. Tarzająca się świnia w gównie?— uśmiechnąłem się złośliwie na co ta wywróciła oczyma szybko odwracając wzrok.— Ja tu widzę piękną dziewczynę i ona raczej nie siedzi w gównie a jedynie ma... Trochę problemów.
Wzrok Rose, chłodny i pusty spojrzał wgłąb mych oczu a ja mogłem poczuć, jak świdruje mnie nim i przenika w mą duszę.- Ooo nie, czasami nadmierna wyobraźnia staje się prawdziwym przekleństwem.- pomyślałem, gryząc od wewnątrz swój policzek.
— Wiesz co, Justin... Wszystko co jest zakazane jest tym czego pragnę.— zmarszczyłem lekko brwi nie wiedząc o co dokładnie chodzi dziewczynie. Jak już mówiłem... Skrywa dla mnie wiele tajemnic, dlaczego więc nie zacząć ich odkrywać?
O najważniejszych sprawach najtrudniej opowiedzieć. Są to sprawy, których się wstydzisz, ponieważ słowa pomniejszają je - słowa powodują, iż rzeczy, które wydawały się nieskończenie wielkie, kiedy były w Twojej głowie, po wypowiedzeniu kurczą się i stają się zupełnie zwyczajne. Jednak nie tylko o to chodzi, prawda? Najważniejsze sprawy leżą zbyt blisko najskrytszego miejsca twej duszy, jak drogowskazy do skarbu, który wrogowie chcieliby ci ukraść. Zdobywasz się na odwagę i wyjawiasz je, a ludzie dziwnie na ciebie patrzą, w ogóle nie rozumiejąc, co powiedziałeś, albo dlaczego uważałeś to za tak ważne, że prawie płakałeś mówiąc. Myślę, że to jest najgorsze. Kiedy tajemnica pozostaje niewyjawiona nie z braku słuchacza, lecz z braku zrozumienia.
Wraz z Rose przesiedzieliśmy jeszcze dobre pół godziny w hałasach przejeżdżających pociągów, paląc kolejnego skręta i po prostu siedząc. Nie rozmawialiśmy, nie musieliśmy tego robić. Czułem, że wystarcza mi jedynie jej obecność i naprawdę mogę stwierdzić, że byłem szczęśliwy. Tak, byłem, bo już pół godziny później dziewczyna zostawiła mnie tu samego. I, chociaż nalegałem, by ją przynajmniej odprowadzić, ona upierała się, że da sobie radę.
Dzięki niej całkowicie zapomniałem o tym, gdzie byłem, kim jestem, o tym co działo się przed tym jak ją spotkałem. Dlaczego więc znów zostałem sam, a mała, krucha i delikatna Rose postanowiła odejść, choć potrzebowałem jej jak powietrza?
Zdeterminowany postanowiłem za wszelką cenę ją odnaleźć i spędzać każdą, dosłownie KAŻDĄ chwilę w jej towarzystwie. Choć wiedziałem, że nie będzie to łatwe, nie miałem zamiaru się poddawać. Nie mogłem zaprzepaścić szansy na bycie "normalnym" chłopakiem. Czułem, że to ona jest tym moim złotym środkiem, dzięki któremu Bóg pozwoli mi żyć tak, jak kiedyś. No może prawie tak jak kiedyś.
Czym prędzej opuściłem peron, jeszcze kilka razy dokładnie się mu przyglądając. Czułem się, jakby wołał mnie, przyciągał jakąś siłą bym został tu. Szybko otrząsnąłem się wiedząc, że to tylko moja choroba, że to nie jest prawdziwe. Całkowicie zapomniałem o tych pieprzonych głosach będąc przy Rose. Kurwa, że też musiałem pozwolić jej odejść!
Maszerując tak ulicami miasteczka wsunąłem słuchawki w uszy. Ulubione kawałki koiły moje nerwy. W tej samej chwili też przypomniał mi się pewien artykuł, który czytałem jeszcze kilka tygodni temu "Samotny pragnie być niepowtarzalny w swoim cierpieniu. Jednocześnie czuje, jak bardzo myśl taka jest błędna, a jednak wciąż ma tę nadzieję, że jest przynajmniej jedyny. Bzdura, moi drodzy samotnicy, że coś takiego jest konieczne by cechować was - wami. Nie inność od każdego, ale wyjątkowość od większości. Nie jest niczym złym, że jest więcej niż jeden człowiek, który wrzucony na dno, postanowił tam właśnie urządzić sobie bezpieczny kąt." Czułem, że moim bezpiecznym kątem jest miejsce u boku Rose. Czułem, że to właśnie ona jest lekiem na moje smutki i złości. To ona wyleczy moje rany.
— Ej ty!— usłyszałem jakby za sobą, ale nie odwróciłem się. Po co miałbym to robić? W końcu nikt mnie tu nie znał, a może to tylko te głosy? Kontynuowałem swój marsz, gdy nagle ktoś chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.— Jesteś głuchy?— słuchawki wyleciały z mych uszu a oczom ukazał się postawny, mniej więcej mojego wzrostu chłopaczek. Miał podkrążone oczy, głupawy uśmieszek na ustach i potargane włosy. Wyglądał jak... Rasowy ćpun. Skrzywiłem się, gdy poczułem od niego dziwny, nie do zniesienia zapach.
— Słucham?— westchnąłem, odchodząc o krok od niego, by móc w końcu normalnie oddychać.
— Czy my się nie znamy? — spytał przyglądając mi się uważnie.
— Nie, nie sądzę.— mruknąłem a następnie odwróciłem się na pięcie. Nie dane jednak było mi odejść, ponieważ chwycił ponownie za moje ramię, tym razem mocniej, i odwrócił w swoją stronę. Dostrzegłem, że kilku jego kumpli zaczęło iść w naszą stronę. Kurwa, serio?
— Justin?— zaśmiał się jak jakiś psychol a jego źrenice co jakiś czas zmieniały swą wielkość. Wyszarpnąłem się z jego uścisku, gdy tylko go zwolnił. — Bieber, serio to ty psycholu? — wraz z całą paczką zaczął rechotać i dopiero wtedy dotarło do mnie kim on był. Ten śmiech, wzrost, sposób mówienia... Mój najlepszy, były przyjaciel. Nie mając ochoty z nim rozmawiać odwróciłem się na pięcie i pognałem czym prędzej przed siebie.
Słysząc za sobą nawoływania ćpunów skręciłem w wąską uliczkę między blokami. Rozglądając się dokoła ani na moment nie zatrzymywałem się chociaż czułem, że zaczynam się męczyć. W końcu wybiegłem na jakiś duży, pusty plac za ogromnym budynkiem. W oddali ujrzałem... Rose! Nie czekając ani chwili przyspieszyłem, już po chwili będąc obok niej. Tak jakby czytając mi w myślach dziewczyna skierowała się ze mną w stronę wejścia do, dopiero teraz dostrzegłem, starego hotelu, a raczej jego starszej części.
— Tędy!— zawołała, biegnąc przez ogromny hol. Dysząc ze zmęczenia zaczęliśmy biec schodami aż w końcu dotarliśmy, o ile zdążyłem zliczyć, na czwarte piętro. Rose chwyciła za moją dłoń i wciągnęła do jakiegoś małego pokoiku. Poczułem, jak zakrywa moje usta dłonią dociskając mnie do podrapanej ściany. Nawet nie chcę wiedzieć przez co lub przez kogo tak ona wygląda. Dokoła panował mrok a jedynym źródłem światła była mała szczelina nad drzwiami oraz na wysokości moich oczu.— Siedź cicho.— szepnęła, przylegając do mojego ciała. Czułem jak stara się robić to jak najdelikatniej, ale chyba była zbyt słaba, bo niemalże tuliła się do mnie mając głowę odwróconą w stronę drzwi.
Przełknąłem głośno ślinę wędrując rękoma na jej talię, którą niepewnie objąłem. Musiałem to zrobić, po prostu musiałem. Oddychając głęboko przyglądałem się jej z zaciekawieniem. Może i nie widziałem zbyt wiele, ale, gdy tylko odwróciła twarz w moją stronę, dostrzegłem malutkie iskierki w jej oczach. Tak cholernie bardzo chcę, by ta chwila trwała naprawdę długo, a najlepiej by się nigdy nie kończyła.
W pewnej chwili za drzwiami usłyszeliśmy wrzaski ćpunów. "Tutaj na pewno byli! Ten psychol musiał uciec." "Chodźmy tędy! Trzeba go dorwać." Oboje wstrzymaliśmy oddechy a ja przyciągnąłem Rose jak najbliżej siebie. Czułem, że muszę ją chronić, za wszelką cenę nie mogę pozwolić jej skrzywdzić. Byłem gotowy na to, by schować ją w swoich ramionach.
— Chyba już poszli.— mruknęła Rose, gdy głosy na dobre ucichły. Zsunąłem dłonie z jej ciała opierając się tyłem głowy o ścianę. Myślałem już, że nigdy nas nie zostawią w spokoju. Gdy spojrzałem na dziewczynę ta stała wpatrując się we mnie dziwnym wzrokiem.
— Co?— spytałem zachrypniętym głosem w końcu normalnie oddychając. Dopiero teraz musiało do niej dotrzeć, że wciąż była tak blisko mnie. Na jej policzki wtargnął rumieniec przez co mimowolnie się uśmiechnąłem.
— N-nic. Chodźmy.— otworzyła drzwi czym prędzej opuszczając pomieszczenie, jak się później okazało, jakiś mały schowek.
— Czekaj! Rose!— krzyknąłem za dziewczyną, gdy stanęła na skraju schodów. Dogoniłem ją dopiero wtedy, gdy zeszła kilka stopni w dół.— Pozwól mi siebie poznać, pozwól mi być przy Tobie.— sapnąłem, łapiąc za jej dłoń. Gdy przystanęła, nawet na mnie nie spojrzała. Szukałem jej wzroku, jednak na marne.— Czuję, że jesteś mi potrzebna, Rose. Wiem, że możesz zmienić moje życie. Chcę sprawić, że w końcu znajdziesz swoje miejsce, zresztą i ja swoje. Tylko mi pozwól. Rose błagam, muszę sprawdzić, czy to nie tylko głupie przeczucie.
— Dlaczego to robisz? Przecież nawet mnie nie znasz. Zresztą o czym ty mówisz?— mruknęła wyszarpując swoją dłoń z mojej.
— Chcę w końcu poczuć się potrzebny, chcę czuć szczęście i wolność. Wiem, że potrzebujesz kogoś takiego, jak ja. Chcę sprawdzić, czy to ty jesteś lekiem na moją przeszłość.— westchnąłem sfrustrowany nie wiedząc co mógłbym jeszcze zrobić. Wsunąłem palce w swoje włosy szarpiąc nerwowo za ich końce. Gdyby się nie zgodziła upadłbym, znów spadłbym na dno. Widząc, jak dziewczyna się zastanawia dostrzegłem pewną nadzieję. Może i małą, ale zawsze jakąś.
— Jak ty chcesz to zrobić, co? Bo nie rozumiem...— odezwała się, w końcu racząc spojrzeć w moją stronę. Skrzyżowała ręce na piersiach nie spuszczając ze mnie wzroku. Uśmiechnąłem się jak głupi przez dłuższą chwilę przyglądając się jej z uwielbieniem.— Haaalo? Śpisz?— zaśmiała się machając swoją malutką dłonią przed moimi oczyma.
Wiedziałem, że moja propozycja może być nie na miejscu, może ją zaskoczyć, ale właśnie tego pragnąłem. Poznawać ją krok po kroku tak, by nikt nam nie przeszkadzał. Chciałem mieć ją tylko i wyłącznie dla siebie. Mam zamiar dbać o nią i uszczęśliwiać na każdym kroku. I co z tego, że się nie znamy?
— Wyjedź ze mną.
Wierzę, że nic nie dzieje się przez przypadek, wiesz? We wszystkim zawarty jest tajemny zamysł, którego nie pojmujemy. (...) Wszystko stanowi część czegoś, czego nie możemy pojąć, ale co nami włada.
Rosalie
Przygryzając niewinnie wargę otworzyłam drzwi domu, gdzie panowała totalna cisza. Czyżby Jasona nie było? Niepewnie stąpając ogromnym korytarzem wstrzymałam oddech, gdy usłyszałam czyjeś śmiechy z salonu. Chciałam jak najprędzej znaleźć się u siebie, jednak na mojej drodze stanął nie kto inny, jak najlepszy przyjaciel przyszywanego brata, Andrew. Skrzywiłam się, gdy tylko ujrzałam na jego twarzy szeroki, głupawy uśmiech.
— Czego chcesz, Andrew?— westchnęłam, krzyżując ręce na linii piersi.
— Słyszałem, że pomagałaś uciec jakiemuś nowemu. Podobno niezły z niego laluś.— zarechotał głupio a w salonie nagle wszystko ucichło. Skąd oni to wszystko wiedzieli? W ogóle to co ich to obchodzi.
— Przynajmniej nie jest takim kutasem jak ty i mój... Brat.— odparłam z jadem widząc za plecami chłopaka nikogo innego, jak Jasona, który patrzył na mnie dość dziwnym wzrokiem.— A teraz wybacz, jestem zmęczona.— przepchnęłam się obok jednego oraz drugiego mknąc przez cały dom wprost do swojego pokoju.
Czułam, jak moje serce bije z zawrotną prędkością. Gdy tylko napotkałam wzrok Jasona... Wszystko do mnie powróciło. Cała sytuacja z rana.
Teraz wybaczę wszystkim, którzy mnie zranili, którzy mnie zdradzili i zrobili coś złego. W tej chwili oczyszczę wszystkich konto, by spojrzeć na ludzi od nowa. Nie wybaczę tylko innym, ale też sobie.
Wystarczyła jedna, długa kąpiel oraz dobra muzyka, by choć na chwilę odprężyć się i zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Czułam, że uciekam od Jasona, od jego rodziców, od tych wszystkich ludzi, którzy wytykali mnie palcami. Jedyne, co siedziało teraz w mojej głowie to propozycja Justina.
Leżąc w łóżku długo nie mogłam zasnąć, dał mi dwa dni na namyślenie się. Ciekawiło mnie jedynie, gdzie on się podzieje przez ten czas. Przecież nie miał tu nikogo a, z tego co się dowiedziałam, nie chciał rozdawać pieniędzy na prawo i lewo. W końcu, nie chcąc męczyć się z własnymi myślami, powędrowałam wprost w ramiona Morfeusza.
— Rose... Rose, obudź się.— jęknęłam cicho chowając się z powrotem pod pierzynę, gdy usłyszałam nawoływania.— Rose!— ktoś wrzasnął nade mną zrywając kołdrę z półnagiego ciała.
Natychmiast usiadłam na łóżku pocierając twarz dłońmi. Widząc przed sobą nikogo innego jak Jasona szybko wyrwałam z jego rąk pościel, którą natychmiast się otuliłam.
— Czego chcesz!?— warknęłam, spoglądając na jego zmieszaną minę.
— J-już masz zrobione śniadanie. Ja wychodzę i po prostu chciałem, byś wiedziała.— pocierając dłonią swój kark kilka razy zaledwie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. O co mu znowu chodziło?
Gdy chłopak opuścił mój pokój postanowiłam się ubrać i zejść, by napełnić swój brzuszek. Dopiero będąc pod prysznicem zdałam sobie sprawę z tego, że przecież wczoraj jadłam jedynie kolację z Justinem. Byłam tak zdenerwowana, rozkojarzona, że całkowicie zapomniałam o tym, że muszę jeść.
Ubrana i lekko umalowana już po chwili pojawiłam się w kuchni, gdzie zauważyłam niemalże kopiec naleśników polanych niewielką ilością czekolady. Mój brzuch jak na zawołanie zaczął wydawać przeróżne, przerażające odgłosy.
— No już, już. Za chwilę zjemy.— zaśmiałam się krótko owijając swoje ramiona wokół pasa.
Gdy zasiadłam przy stole z kubkiem soku pomarańczowego naleśników nie było już po kilku minutach. Byłam najedzona i naprawdę czułam się dobrze. Postanowiłam odrobinę odpocząć i w końcu oznajmić Justinowi jaką decyzję podjęłam. Choć była trudna, wiedziałam, że inaczej nie mogłam postąpić. Ten chłopak... Naprawdę wydawał mi się być wspaniały. Przyjazny, miły, zwariowany i... Inny? Było w nim coś, jakaś tajemnica, którą po prostu musiałam poznać. Musiałam dowiedzieć się co takiego skrywał przede mną, przed całą resztą.
Już kiedyś znałam kogoś takiego, jak on. Kilka lat temu mieszkając jeszcze w sierocińcu poznałam Seana. Niestety, jak szybko pojawił się w moim życiu, tak szybko też zniknął. Zginął w strzelaninie na oczach wielu dzieciaków, w których na szczęście nie było mnie. Mimo wszystko bardzo długo za nim tęskniłam i wciąż nawiedza mnie w myślach jeden z tych wspaniałych dni, które mogłam z nim spędzić.
— Sean! No pokaż mi co tam masz!— jęknęłam, szarpią przyjaciela za ramię tak, by pokazał mi pudełko, które zawsze skrywał pod swoje łóżko.
— Nie, Rosalie, nie możesz wiedzieć co tam jest. Ale obiecuję, że kiedyś Ci o wszystkim powiem.— schował pudełko ponownie pod łóżko zakrywając je stopami.
— Obiecujesz? Mieliśmy nie mieć przed sobą tajemnic.— powiedziałam wkurzona krzyżując ręce na piersiach, gdy on nagle wybuchnął śmiechem rzucając się wprost na mnie, by ponownie załaskotać mnie do płaczu.
— Obiecuję, Rose. Obiecuję, że dowiesz się wszystkiego. W swoim czasie.— przytulił mnie po wszystkim co odwzajemniłam wzdychając cicho
Sean od zawsze był szczerym, miłym i zwariowanym facetem. Gdy tylko przenieśli mnie tu z poprzedniego bidula zaprzyjaźniłam się z nim. Chciał mnie zmienić i... Udało mu się to. Stałam się spokojniejsza i zyskałam przyjaciela. Najlepszego przyjaciela.
— Dlaczego tyle przede mną ukrywasz? Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Seeaaan!— zaczęłam skomleć raz po raz szturchając palcami jego tors czy ramię.— Powiedz, powiedz, powiedz, proszę!— chłopak natychmiast zaczął rechotać w głos zakrywając moje usta dłońmi.
— Ćsii! Już, spokojnie. Wrócimy do tego innym razem. Mieliśmy przecież coś zrobić, nie pamiętasz?— spytał po czym wstał z łóżka, pomagając mi przy tym poprawić poprzekręcane na moim ciele ubranie.
Oboje postanowiliśmy, że codziennie będziemy odwiedzać wraz z naszą opiekunką schronisko dla zwierząt. Decyzję tą podjęliśmy, gdy pod naszym sierocińcem znaleźliśmy małego szczeniaczka. Niestety musieliśmy go tam oddać, dlatego też tak często tam witaliśmy.
— Ale...— zaczęłam, jednak nie dane mi było dokończyć, ponieważ usta Seana pokryły moje, tym samym zamykając mi drzwi na wszelkie jego tajemnice, których nigdy już nie poznałam.
Pośród ludzi w bidulu byłam beztroska i uśmiechnięta po jego śmierci. Lecz gdy tylko zostawałam sama moje oczy szkliły się a słone łzy płynęły po policzkach. Często myślałam o śmierci swojego przyjaciela. On, choć z innego świata, był zawsze przy mnie. Czułam go przy sobie za każdym razem, gdy płakałam, gdy tylko wspominałam o nim. Nigdy nie byłam samotna, Sean zawsze był przy mnie.
— Rose! Tutaj!— usłyszałam głos Justina, który dobiegał z okna starej części hotelu, w którym ostatnim razem skryliśmy się przed ćpunami. Czym prędzej udałam się do głównych drzwi. Chwilę później już wraz z Justinem siedzieliśmy na jednym z parapetów w ciszy, raz po raz spoglądając na siebie.— To... Podjęłaś decyzję?— usłyszałam niepewny, chrapliwy głos chłopaka, który wpatrywał się we mnie przenikliwym wzrokiem.
Odchrząkując cicho w końcu spojrzałam w jego stronę przygryzając lekko wargę. Nie do końca byłam tego pewna, ale... Co miałam do stracenia?
— Tak. Wyjadę z Tobą.— momentalnie na twarzy mojego towarzysza pojawił się szczery, promienny uśmiech. Nim się obejrzałam... Tkwiłam już w jego ramionach zaskoczona spoglądając na wszystko, co znajdowało się za jego plecami.
— Dziękuję, Rose. Naprawdę dziękuję.— szepnął wprost do mojego ucha składając krótki pocałunek na moim policzku.
Nie wiedziałam co w ogóle się dzieje, nie docierało do mnie nic z tego, co Justin właśnie zrobił. Mimo wszystko... Poczułam dziwne ciepło w klatce piersiowej. Naprawdę aż tak bardzo uszczęśliwiłam nieznajomego faceta tym, że zgodziłam się na wyjazd z nim? Od zawsze czytałam o wielkich przygodach dwojga nieznajomych, ale dobrze wiedziałam, że nasza dwójka nie skończy swojej podróży z ukochaną osobą przy boku. Justin mimo tego, że jest naprawdę przystojny... Nie był w moim typie i na pewno to się nie zmieni.
— Jak już mówiłeś... Potrzebny jest nam taki wyjazd.— uśmiechnęłam się szczerze siadając z powrotem na swoim miejscu.
Dobrą godzinę już obmawialiśmy to, jak będzie wyglądał nasz dzisiejszy wieczór. Nie chcieliśmy czekać, to znaczy ja nie miałam zamiaru czekać, aż się rozmyślę. Chciałam stąd wynieść się jak najprędzej a dobrze wiedziałam, że Jason idzie dziś na Imprezę. W tym czasie mogłam zabrać to, co potrzebne i uciec z Justinem.
— To... Kiedy będziemy mogli iść do Ciebie?— spytał niepewnie chłopak wyrywając mnie tym samym z zamyślenia. Spoglądając na niego przez moment siedziałam w ciszy przebierając paluszkami na swoich udach.
— W sumie to... Jeśli teraz wyjdziemy stąd to dojdziemy na miejsce jak już Jasona nie będzie.— wzruszyłam lekko ramionami posyłając chłopakowi lekki, przelotny uśmiech.
Nie czekając długo zabraliśmy rzeczy Justina i udaliśmy się spacerkiem do mnie. O dziwo... Naprawdę dobrze nam się rozmawiało. Pierwszy raz od bardzo dawna nie musiałam na kogoś krzyczeć, nie musiałam powstrzymywać się przed powiedzeniem czegokolwiek. Było dosłownie tak, jak kiedyś z Seanem. Czułam, że dostałam drugą szansę na poznanie kogoś takiego. Może tym razem przybył do mnie ktoś taki po to, bym go uratowała? Może to znak, bym dotrwała do końca i poznała tajemnice, które skrywa przede mną Justin? W końcu... Ostatnim razem skończyło się na tym, że najlepszego przyjaciela pożegnałam na cmentarzu. A co, jeśli to właśnie Justin miał być moją kolejną szansą na normalne, prawdziwe życie?
— Chodź ze mną. Pomożesz mi trochę.— uśmiechnęłam się lekko, gdy wraz z Justinem przekroczyliśmy próg domu. Zatrzaskując za nami drzwi rozejrzałam się wokół nie wiedząc od czego zacząć.— Wiem!— niemalże wrzasnęłam na co chłopak podskoczył w miejscu po chwili kiwając głową z rozbawieniem. Mimo, iż nie często się uśmiechał, zauważyłam, że od kilku godzin robi to o dziwo raz za razem.
Nie minęło pół godziny a już byliśmy gotowi do wyjścia. Wzięłam ze sobą odrobinę ubrań, kosmetyki, wszystkie oszczędności oraz trochę jedzenia. Nie chciałam targać za sobą walizki więc wszystko to wpakowałam do dość sporego plecaka, który postanowił nieść Justin mimo moich sprzeciwów i krzyków.
— Poczekaj! Wezmę jeszcze coś!— poklepałam chłopaka po plecach po czym udałam się do gabinetu mojej przybranej matki, gdzie trzymała pieniądze "na czarną godzinę", gdyby ktokolwiek w domu ich potrzebował. Szybko wróciłam do Justina uśmiechając się do niego promiennie i pokazując swoją zdobycz.— Teraz możemy iść.— zaśmiałam się krótko a następnie złapałam za niewielką torbę towarzysza.
— To zaczynamy naszą podróż. Jesteś na to gotowa?— spytał Justin, gdy staliśmy na peronie czekając na nasz pociąg. Spoglądając na niego niepewnie skinęłam lekko głową. Czy byłam na to gotowa? Nie, raczej nie. Ale dobrze wiedziałam, że właśnie tego potrzeba w moim życiu. Zresztą... Jak widać nie tylko w moim.
— A ty? Nie boisz się?— spytałam, pocierając jedną dłoń o drugą rozglądając się na boki, czy czasem nie nadjeżdża nasz transport.
— Nie, jesteś tu, nie boję się już niczego.— spojrzałam wprost w oczy Justina a na jego twarzy wymalował się subtelny, szczery i ciepły uśmiech.
Och! Dlaczego on musi być taki wspaniały!?
_____________________ * * * _____________________
Jako, że są święta, dodałam nieco powiększony rozdział :) Mam nadzieję, że to dobry prezent i jesteście zadowoleni.
Jak Wam się podoba historia Rose i Justina? Jak myślicie, gdzie wyjadą i co tam będzie się działo?
Mam nadzieję, że tym razem będziecie mieli co komentować i, że dacie mi jakiś znak, że czytacie. Dziękuję tym, którzy się udzielają, to naprawdę dużo mi daje :) Chociaż jest Was niewiele.
A teraz...
Wesołych Świąt kochani!
Życzę Wam spełnienia wszystkich marzeń, abyście byli zadowoleni z tych świąt i, że w następnym roku powiedzie Wam się jeszcze lepiej, niż w tym.
Życzę Wam spełnienia wszystkich marzeń, abyście byli zadowoleni z tych świąt i, że w następnym roku powiedzie Wam się jeszcze lepiej, niż w tym.
Bardzo Was kocham i dziękuję za te kilka miesięcy, jakie ze mną spędziliście.
Zapraszam jak zawsze na...
ℓσνє ιѕ ∂αиgєяσυѕ gαмє, вαвє
No i dodatkowo zachęcam do czytania wspaniałych opowiadań:
hidden-enemies
the-boy-from-neighbour
!!! imonlyhuman !!!
No i dodatkowo zachęcam do czytania wspaniałych opowiadań:
hidden-enemies
the-boy-from-neighbour
!!! imonlyhuman !!!
świetny rozdział! dodawaj częściej ♥
OdpowiedzUsuńwesołych świąt! :*
@biebsovatox
to jest takie genialne! tak kocham to ff cieszę się, że dodałaś rozdział warto było czekać !<3 długo szukałam takiego ff jak to. Ciekawi mnie gdzie wyjadą i czy Jason nie będzie jej szukał ;o coś mi się zdaje ze Andrew kręci coś z tymi ćpunami skoro wiedział że mu pomogła. Ja nie mogę już nie mogę się doczekać kiedy miedzy nimi zacznie coś się dziać ^^ w każdym bądź razie życzę po pierwsze dużooo czytelników bo to ff na to zasługuję, weny i wesołych świąt ^^ udanej wigilii. Much love i z niecierpliwością czekam na następny xoxo
OdpowiedzUsuńboski rozdział jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńwesołych świąt <333
@nxd69
Jezu boski *-* pisz szybko plis ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba to opowiadanie, naprawdę. Te wszystkie opisy, czekałam na coś z czym mogę się utożsamić. Dziękuję, jesteś wspaniała <3 Trzymaj się ciepło kochana
OdpowiedzUsuńJeju, jaki długi rozdział, ale to oczywiście na plus! <3 Warto było czekać!
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to tak naprawdę nie spodziewałam się, że Rose zgodzi się wyjechać... Ale boję się, że braknie im pieniędzy, ktoś ich okradnie, cokolwiek i nie będzie tak kolorowo, mimo tego, że nawet teraz nie jest zbyt fajnie..
Btw, Justin jest taaaaaaaaki słodki, rozmarzyłam się normalnie :c
No nieważne, hahahah, czekam na nn!
Mam nadzieję, że pojawi się niedługo <3
hidden-enemies.blogspot.com
super:) czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńAwww... jak słodko
OdpowiedzUsuńCudeeeeeeńkooo *-*
OdpowiedzUsuńBlog ten został zgłoszony do głosowania na Blog Miesiąca Styczeń. Ankieta, w której można oddać głos znajduje się już na naszym spisie. Pozdrawiamy, załoga spisfanfiction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDODAJ ROZDZIAŁ SZYBCIEJ TO BD GŁOSOWAĆ MAŁA :))))))))))))
OdpowiedzUsuńDODAJ ROZDZIAL SZYBCIEJ TO BD GLOSOWAC
OdpowiedzUsuńswietny czekam na nastepny!<3
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ! widać, że wkładasz w to całą siebie a to niesamowite !
OdpowiedzUsuńhttp://measuremylove.blogspot.com/
PS Dodałam link do twojego bloga i info, żeby na Ciebie głosowano w ostatniej notce :)
Bardzo dziękuję <3
Usuńmasz cudownego bloga! cały dzień czytałam twoje opowiadanie! jest mega i zazdroszczę ci szablonu, jest idealny!!!! możesz powiedzieć kto ci go zrobił? :)
OdpowiedzUsuńbędę tu zaglądać:D
http://complicated-truth.blogspot.com/ zapraszam na moje ff z Justinem:)
Nawet nie wiem co napisać...
OdpowiedzUsuńTo jest, jest genialne. To, w jaki sposób opisujesz ich uczucia i wszystko, co się dzieje.. kurde, cholernie Ci zazdroszczę takiego talentu.
Opowiadnaie wygląda na ciężkie, jeśli chodzi o fabułę. Nigdy nie lubiłam czytać takich rzeczy, aczkolwiek przekonałam się do tego ff już po pierwszym rozdziale.
Jestem ciekawa, ci zrobi Jason i jak potoczy się ta ich ucieczka.
Cóż. Rozdział jest wspaniały, czekam na kolejny:*
too-easy-love.blogspot.com
Sama na początku nie sądziłam, że w taki sposób poprowadzę tego bloga. Wiem, że nie tylko język, ale i fabuła są ciężkie, na pewno nie jeden czytelnik to zauważył. Dziękuję za miłe słowa :*
Usuńkiedy nowy? xx
OdpowiedzUsuńZaniedbujesz nas
OdpowiedzUsuńTak, przepraszam, ale miałam próbne matury i dużo przygotowań, nie wspominając już nawet o zakończeniu semestru. Dziś dodam kolejny rozdział a w ferie jeszcze następny :) Obiecuję.
UsuńHej, nadrobiłam wszystko, jestrm w końcu na bieżąco ☺
OdpowiedzUsuńwiec tak..pierwsza rzecz.. gdy Jus i Rose sie poznalim przedstawił sie jako Justin Bieber a w następnym rozdziale, we wspomnieniu tego momentu bylo juz co innego. Nie Bieber, tylko Moon.. nie kumam xd
ogółem piszesz naprawde dobrze :) wciąga, a to duzy plus! Nie jest nudnom błędy nie rzucają sie w oczy ;)
Zaskoczyła mnie jej relacja z bratem, łooooł :D lubie takie odskocznie od klasycznych fabuł , I like it 😁
Dalej? Wgl twoj pomysł na opowiadanie jest dosc oryginalny, jak dla mnie. Schizofrenik? To jest coś! !! Genialnie :3
coś co mi się meeeeaaa podoba to są te fragmenty, które jakby nie mowi zadne z nich, serio wspaniałe! Czasami mam wrazenie, jakby to były teksty jakies takie profesjonalne xd
ogółem. Uhh, szoda mi Rose, niezla historia xd
juz sobie wyobrazam tą ich podróż. .haha , niezle bedzie, juz sie nie moge doczekać <3
no i na koniec..dobrze ukazałaś rzeczywistość w fanfiction, hehe, dziwnie brzmi, co? :D chodzi mi o to, ze ludzie wyśmiewają sie z ludzi chorych np na schizofrenię.. uważają za psycholi..
brawo, zostaje ja stałe i informuj mnie!!
tutaj mi illumini z telefonu (@justshakeitbaby)
dont-lie-baby.blogspot.com
Nawet nie zauważyłam, że znów napisałam Moon :o Po prostu, gdy za pierwszym razem pisałam to opowiadanie to używałam innego nazwiska i się przyzwyczaiłam. Mam nadzieję, że nie popełnię drugi raz tej gafy. Albo trzeci haha
UsuńI jestem świadoma tego, że robię jakieś błędy, ale człowiek to człowiek. Zdarza się.
I w ogóle to czytam Twojego bloga :) zresztą nadrabiam dziś wszystkie po kolei.
Dziękuję za miłe słówka :*