1 lut 2015

Rozdział VII

Justin

       Gdy stanęliśmy na szczycie schodów zaparło mi dech w piersiach. Zresztą nie tylko mi! Rose puściła swoją walizkę, która z hukiem upadła u jej nóg a ona sama zaczęła oddychać w dziwny sposób. Oboje, jakby na komendę, ruszyliśmy wzdłuż korytarza rozglądając się dokoła, jak w muzeum. To wszystko... Tak różniło się od tego, co znajdowało się na dole.
       Jedne drzwi, jak mniemam do sypialni Pani Domu po lewej, i dwa pokoje na prawo, zapewne przeznaczone dla nas. W ciszy skierowaliśmy spojrzenia na siebie a na twarzy dziewczyny nagle pojawił się szeroki uśmiech. Nim się zorientowałem biegiem udała się w stronę ogromnej, otwartej przestrzeni, która znajdowała się przed nami.Ogromny salon, sam nie wiedziałem jak to nazwać, zajmował przynajmniej z cztery miejsca, w których znajdować powinny się pokoje! Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Takie miejsca oglądałem jedynie w kolorowych czasopismach, nie stojąc z tym twarzą w twarz.
       Ogromne dwie białe, skórzane kanapy stojące naprzeciwko ogromnego plazmowego telewizora wiszącego na ścianie, w niektórych miejscach stały dziwne fotele w kształtach piłek czy zwierząt. Stolik a dokoła niego masa poduszek znajdowały się tuż obok niewielkiego regału z książkami oraz płytami. Pod jedną ze ścian stały dwie nieduże lodówki a pod sufitem wisiały porozwieszane, kolorowe lampki, spomiędzy których wystawały większe, zwykłe białe lampy. Wszystko było tak nowoczesne i nieznane moim oczom. Rosalie biegała wte i wewte piszcząc i ciesząc się niczym małe dziecko. Miała w sobie tyle energii.

*

       Od dobrych dwudziestu minut Rosalie siedziała w łazience zapewne leżąc w wannie z bąbelkami. Postanowiliśmy korzystać z tego wszystkiego, co tu było. W końcu koleżanka dziewczyny oddała nam swój dom na dobry miesiąc, kiedy ona jest na wakacjach. Zdążyła wyjechać zaraz po tym, jak Rose poprosiła ją o pomoc. To było naprawdę miłe.
       Jak się okazało każde z nas miało swoje łazienki i jedna znajdowała się piętro niżej. Czułem się jak... W jakimś królestwie! Nigdy nie widziałem takiego miejsca, jak to. Wszędzie elektronika: telewizory plazmowe, wieże, mocne nagłośnienie, budziki, xboxy, PSy, alarmy, zmywarka, radio w prysznicu, co naprawdę mnie zaskoczyło, i wiele wiele innych rzeczy, o których nawet nie śniłem. Może zabrzmię jak dziewczyna, ale poczułem się jak w bajce.
       Leżąc na wielkim, miękkim łóżku westchnąłem cicho, gdy nagle usłyszałem szept gdzieś niedaleko. Podniosłem się szybko na łokciach rozglądając dokoła. Miałem nadzieję, że to Rose sobie podśpiewuje, jednak to nie było to. "Tutaj"  usłyszałem ponownie przez co przełknąłem głośno ślinę i wstałem z łóżka. Kierując się w stronę drzwi otworzyłem je szerzej, bardzo powoli. Nikogo nie zastałem więc wyszedłem na korytarz. "Za Tobą!" ktoś krzyknął tuż przy moim uchu przez co podskoczyłem i uderzyłem w drewniane drzwi robiąc hałas. Oddychając płytko zacząłem rozglądać się, ale nikogo nie było. Dotarło do mnie, że to znów choroba daje mi się we znaki. Kładąc dłoń w miejscu, gdzie znajduje się moje serce, przesunąłem językiem po wyschniętych wargach.
       — Znów to samo — mruknąłem cicho idąc w stronę łóżka, obok którego leżała moja torba. Zacząłem ją przeszukiwać w celu znalezienia leków, których... Nie wziąłem! — Kurwa! — wrzasnąłem łapiąc i szarpiąc za włosy. Rzuciłem torbę na łóżko mając ochotę zapaść się pod ziemię. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam bez tego, że znów zacznę mieć ataki i być może halucynacje, ale byłem tak podekscytowany ucieczką, że całkiem o nich zapomniałem!
       — Justin? Co się stało? Czemu krzyczałeś? Ktoś przyjechał? — usłyszałem czyjś głos przez co szybko odwróciłem się nie wiedząc co do końca to może oznaczać. Widząc w drzwiach łazienki Rose owiniętą w krótki, puszysty ręcznik, odetchnąłem spokojnie. Czekaj, czekaj... Tylko ręcznik? Moje policzki momentalnie zapłonęły a broda zaczęła się trząść. Nagle zapomniałem, że powinienem oddychać i jej cokolwiek odpowiedzieć. — Halooo. — pomachała ręką przed moją twarzą na co zamrugałem kilkakrotnie.
       — C-co? Nie, t-to nic takiego. W-wystraszyłem się p-po prostu. — zająknąłem się drapiąc tył swojej głowy.
       — Czego? Pająka? — zaśmiała się kręcąc głową rozbawiona. Spuszczając głowę zagryzłem wargę nie wiedząc co jej powiedzieć. Może prawdę? Chyba powinna wiedzieć z kim ma do czynienia.
       — Nie — westchnąłem głośno kierując wzrok wprost w jej oczy. — Nie wziąłem swoich leków a są mi naprawdę potrzebne. B-bo ja...
       — Poczekaj, tylko pójdę się ubrać, zimno mi — szybko odwróciła się na pięcie natychmiast znikając z zasięgu mojego wzroku. Jęknąłem przeciągle rzucając się natychmiast na łóżko. Z każdą mijającą minutą odchodziłem od pomysłu, by powiedzieć jej o tym wszystkim, o mojej chorobie. Wolałbym, by nie zostawiła mnie tak, jak moja miłość.

       — Dziw­ne, że się tu zna­lazłeś. — usłyszałem szept dziewczyny siedzącej naprzeciwko, z którą pragnąłem spędzić każdą chwilę tutaj.
       — Dlacze­go dziw­ne?
       — Nig­dy nic nie zauważyłam, że coś było nie tak. Zawsze wszystko było... Takie wspaniałe. Dobrze się bawiliśmy. — spojrzała na mnie bawiąc się swoimi palcami. Sięgnąłem po jej dłonie zamykając je w swoich.
       — Zaw­sze tak było. Po pros­tu to­bie to nie przeszkadzało. Gdy­bym chciał, to nikt by się nig­dy nie domyślił.
       — Więc co się nag­le stało?
       — Ko­muś to nie pa­sowało. Mógłbym się z tym kryć... Ale nie chcę. I te­raz mam żółty pa­pier, dzięki które­mu mógłbym na­wet ko­goś za­bić i nic by mi z te­go nie było. I wiesz, nie sie­działbym tu­taj, ale nas jest po pros­tu mniej. Bo, gdy­by to nas było więcej, to wy byście tu sie­dzieli. Po prostu powiedziano mi, że tu nie będę robił sobie krzywdy, że mi pomogą. — przesunąłem językiem po zębach spuszczając wzrok. Zdenerwowany zacząłem gładzić kostki jej małych piąstek, które wciąż trzymałem w swoich dużych dłoniach. — Nie zostawisz mnie z tym wszystkim samego, prawda?
       — Już Ci mówiłam, będę z Tobą ciągle. Co by się nie działo... Zostanę na zawsze. — uśmiechnęła się w moją stronę a następnie pochyliła łącząc nasze wargi w długim pocałunku.

       To było nasze pierwsze spotkanie zaraz po tym, jak wylądowałem w ośrodku. Miesiąc później ona odeszła a ja dowiedziałem się, że przez cały ten czas miała innego. To właśnie przez nią targnąłem się pierwszy raz na swoje życie. Pierwszy raz tak bardzo zraniła mnie jakakolwiek dziewczyna. Pierwszy raz poczułem się naprawdę niechciany. Zawsze to ja bawiłem się nimi a, gdy pierwszy raz się zakochałem, zostałem zdradzony.

       Z zamyślenia wyrwał mnie trzask drzwi a następnie ciche skrzypienie łóżka, które ugięło się pod czyimś ciężarem. Nie otwierając oczu wciąż trzymałem twarz w poduszce pragnąc tylko, by nie było to to, o czym myślałem.
       — Justin? — usłyszałem szept Rose leżącej teraz obok mnie. — Co mi chciałeś powiedzieć?
       — To nic takiego. Po prostu... Te leki są mi potrzebne a ja idiota o nich zapomniałem. — mruknąłem pod nosem kładąc się na boku, by dokładnie przyjrzeć się dziewczynie. Piękne, duże oczy, bujne, mokre włosy opadające na nagie ramię i czarna bokserka opinająca jej piersi. Jak na jej kruchą posturę miała je naprawdę... Spore. Automatycznie uśmiechnąłem się pod nosem. Nagle Rose usiadła obok mnie, na MOIM łóżku i, jak gdyby nigdy nic, położyła się na wolnej połowie chcąc iść spać!
       — Rozumiem — szepnęła naciągając na siebie cienką pościel. — Nie masz nic przeciwko temu, byśmy spali chociaż dzisiaj razem? Nienawidzę spędzać samej nocy w nowych miejscach. — spojrzała w moje oczy błagalnie chociaż naprawdę nie musiała tego robić. Zgodziłbym się nawet bez jej szczenięcego wzroku.
       — Jasne, nie ma sprawy — uśmiechnąłem się łobuzersko okrywając się natychmiast tą samą pościelą, co ona.
       Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie nic nie mówiąc i, szczerze, nie przeszkadzała mi ta cisza. Koiła wszystkie nerwy i nie usłyszałem żadnego głosu czy szmeru. Dziewczyna nagle zamrugała kilkakrotnie po tym, jak ziewnęła w poduszkę.
       — Justin, opowiedz mi coś o sobie... Skąd ty w ogóle jesteś? — spojrzała na mnie niepewnie układając głowę wygodnie na jednym z ramion.
       — Ja... Mieszkałem poza miastem. Można powiedzieć, że uciekłem z domu — zaśmiałem się krótko co odwzajemniła Rose. — Jestem jedynakiem, mam dwadzieścia jeden lat. Kiedyś mieszkałem w Brantford, ale musiałem się wynieść. Nie wiem co jeszcze chciałabyś wiedzieć.
       — A co Twoi rodzice na to wszystko? — spytała bardzo ciekawa patrząc wyczekująco w moje oczy, nie widziałem, by mrugała, co wydało mi się być dość... Dziwne? Ale co to dla mnie, sam jestem nienormalny.
       — Nie mam rodziców, jestem sierotą — wzruszyłem ramionami mrużąc lekko powieki. Taka była prawda. Czułem, że ich nie mam. Zostawili mnie w ośrodku samego, nie odwiedzali. Stali się dla mnie nikim. Wiedziałem, że nawet się o mnie nie martwili. Nie obchodziło ich to, gdzie jestem, gdy byłem zdrowy i nie zmieniło się to, kiedy zachorowałem. Od zawsze mieli mnie w dupie, chociaż czasami naprawdę było mi to na rękę. Zawsze sobie powtarzałem "Jadę do piekła, tramwajem. Mi­nus dwadzieścia na ter­mo­met­rze, w ser­cu mi­nus... Dwieście sie­dem­dziesiąt trzy ko­ma piętnaście Cel­sjusza stop­ni. Zno­wu zo­baczę Diabła." I tak też było nie raz. Słyszałem go, widziałem w snach. Diabeł, choć nie taki jak go malują w bajkach, wołał mnie na swoją stronę.
       — Ja... Przykro mi — usłyszałem ciche mruknięcie Rose, która odwróciła wzrok najwyraźniej speszona. Wyglądała... Uroczo! Wręcz cudownie. Kobieco. Czyste uosobienie piękna.
       — Ej, to nic takiego, przyzwyczaiłem się — zaśmiałem się, by nie czuła się już tak skrępowana. Gdy w końcu jej wzrok powrócił do mnie uśmiechnąłem się szeroko. — Lepiej ty mi powiedz coś o sobie. Masz rodzeństwo? Od zawsze mieszkasz w Brantford? Masz... Chłopaka? — zacząłem wypytywać na jednym tchu aż nie poczułem, że brakuje mi powietrza w płucach. Dziewczyna zaśmiała się melodyjnie, gdy łapałem oddech przesuwając głową po poduszce.
       — Moi rodzice nie żyją, nie wiem czy miałam rodzeństwo, ale... W rodzinie zastępczej jest Jason, rok starszy ode mnie brat — skupiając na niej wzrok podniosłem się na łokciu opierając głowę na dłoni. — Nie mieszkałam tu, gdy byłam malutka, ale dopiero teraz z nową rodziną. Są spoko, ale strasznie sztywni — skrzywiła się a na jej policzku ukazał się mały dołeczek. — I nie, nikogo nie mam. Szczerze to... Z nikim się nigdy nie wiązałam.
       Gdy to usłyszałem nie mogłem uwierzyć w jej słowa. Mówiła serio!? Przecież... Taka dziewczyna jak Rose... Jest ideałem. Po każdym względem! Na pewno to ona odrzucała wszystkich facetów, bo nie sądzę, by znalazł się ktokolwiek, kto pominąłby ją wzrokiem.
       — Żartujesz, prawda? — zaśmiałem się krótko na co ona pokręciła przecząco głową. — Jesteś aż tak niedostępna?
       — Żebyś wiedział — uśmiechnęła się cwanie a ja... Pierwszy raz od bardzo dawna poczułem chęć ataku. Tak, jak to było przed chorobą. Chciałem ją zdobyć, jej serce.
       Znacznie się do niej przysunąłem wisząc tuż nad jej twarzą. Widząc, jak jej jabłko Adama porusza się nerwowo, uniosłem znacznie kąciki warg, po których przesunąłem językiem. Niepewnie podniosłem rękę, którą ułożyłem na jej brzuchu, na pościeli.
       — Czyli... Nikt jeszcze Cię nie posiadał? — spytałem ciekawy jednak szybko sprostowałem swoją wypowiedź. — Nie chodzi mi o Twoje ciało, Rose. Ale o to — zabrałem dłoń z jej brzucha i klepnąłem lekko kilka razy w swoje serce. Ponownie zaprzeczyła na co westchnąłem cicho. Delikatnie pogłaskałem palcami jej policzek, na którym następnie złożyłem krótki pocałunek. Gdy moje wargi zetknęły się z jej skórą, mogę przysiąc, że poczułem pieczenie! Przyjemne pieczenie. Odsunąłem się na swoje miejsce z powrotem kładąc głowę wygodnie na poduszce.
       — Dobranoc, Justin — szepnęła po czym odwróciła się do mnie plecami, jednak zdążyłem dostrzec na jej twarzy lekki uśmiech.
       — Śpij dobrze, Rosalie... — mruknąłem zamykając swoje oczy.
Punkt dla mnie!


_____________________ * * * _____________________


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
błagam chociaż o głupią kropkę

Mam do Was ogromną prośbę. Osoby, które chcą być informowane niech napiszą o tym pod tym rozdziałem dając mi nazwę swojego twittera, aska czy link do bloga. Wiele z Was pozmieniało nazwy i niestety lista informowanych staje się powoli nieważna więc jestem zmuszona stworzyć nową.



Zapraszam Was na:

24 komentarze:

  1. ok :D rozdział genialny! oni musza być razem! :D ta scena w łóżku była taka słodka awwww a ten dom to musi być naprawdę niezły! sama bym chciała tai mieć :D już się nie mogę doczekać nn, bardzo mi się podoba to ff do nn xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział *.* Nie mogę się doczekać następnego. Jestem ciekawa jak zareaguje Rosalie jak dowie się o jego chorobie lub on będzie miał jakiś atak

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ;3 czekam z niecierpliwością na następny ;) @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakiem to słodkie :D Rozdział exxtra ;* Życzę duużo weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny! Czekan na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ffdhfddgd cudo

    OdpowiedzUsuń
  7. to opowiadanie jest tak zajebiste, że aż za krótkie

    OdpowiedzUsuń
  8. aww to takie kochane!!! ♥♥♥
    czekam na nn z niecierpliwością! :D<3

    @biebsovatox

    OdpowiedzUsuń
  9. Aww :3 ta ostatnia scena..cuudeńko <3 aż można się rozmarzyć, punkt dla Ciebie :)
    uh..biedny Justin boi się jej powiedziec, ale jestem pewna, że ona go nie odrzuCi :)
    rób dokładniejsze opisy i tu nie chodzi mi tylko o opisy pomieszczeń, miejsc czy wygladu czegoś tam, tylko uczuć iff :) wtedy rozdzial wyjdzie dłuższy trochę ;)
    dziękuję za polecenie mojego ff ;) pod kolejnym rozdziałem się odwdzięczę ;*

    dont-lie-baby.blogspot.com
    dziekuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem. Muszę się z tym trochę bardziej ogarnąć i oswoić. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale o wiele lepiej mi to wyjdzie :3

      Usuń
  10. Witaj!
    Z przyjemnością spieszę poinformować Cię, że ocena Twojego bloga została opublikowana na Internetowym Spisie.
    Życzę miłego czytania oraz proszę o skomentowanie mojej pracy.
    Pozdrawiam!
    Carolle
    [internetowy-spis.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny blog obserwuję :) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. niesamowicie wciąg ,na prawdę ciekawy ~!
    czekam na nn (:

    OdpowiedzUsuń
  13. hsnajvshhsbahshs perf

    OdpowiedzUsuń
  14. hvsjvjfgsnhsnags perf

    OdpowiedzUsuń
  15. jezu masz talent! przysiegam uwielbiam to ff:( jejku swietnie piszesz, zaciekawiasz i wgl! kocham kochaknkochamkochamkochamkocham

    OdpowiedzUsuń
  16. kocham kocham kocham!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. kiedy next????

    OdpowiedzUsuń