19 cze 2015

Rozdział X

Justin

        Było mi naprawdę głupio po tym, jak potraktowałem Rose wczoraj wieczorem. Gdy wróciliśmy do domu, nie odezwała się do mnie ani słowem. Rozpakowaliśmy siatki z zakupami, po czym po prostu rozeszliśmy się do swoich pokoi, nie mówiąc sobie nawet dobranoc. Nie chciałem jej zranić, była moją księżniczką. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam bez leków, ale nie sądziłem, że choroba da się we znaki tak szybko!
        Obudziłem się dość wcześnie. Zresztą, nie przespałem ponad pół nocy, ponieważ zamęczałem się myślami o tym, jak przeprosić Rose i sprawić, że poczuje się lepiej, po moim wczorajszym wybryku. Do tego znów wróciły głosy. To, że dziewczyna była tak daleko, w innym pokoju, sprawiało, że nie mogłem w ogóle zasnąć. Bałem się, że obudzę się gdzieś nad ranem i zrobię jej krzywdę, że ONI mnie zmuszą do tego albo namówią w jakiś sposób do złych rzeczy. Od kilku lat żyłem w całkowitej samotności. Co z tego, że dokoła opiekowali się mną lekarze, pielęgniarki próbowały zagadywać, kiedy ja nie czułem, bym miał kogoś bliskiego? Często wierzyłem, że jedynym wyzwoleniem mogłaby być dla mnie śmierć. Tak, to właśnie to, co przepowiadały dla mej przyszłości te wszystkie głosy w głowie. Codzienna monotonia: zażywanie leków, sen, głosy, ataki, sen, spacer, jedzenie, sen, i tak na okrągło. To własnie sprawiało, że chciało się uciec od udręki, z którą musiałem żyć.
Kiedyś polecono mi przeczytanie pewnej książki. "Byłam schizofreniczką" to jedyna lektura, którą postanowiłem przeanalizować od deski, do deski. Słowa bohaterki "Boję się życia. Boję się wszystkiego. Czego chcę? Wolności. Czy wytrzymam tę walkę, tę negatywną siłę, która się we mnie odradza? To kurestwo, które jeszcze mną włada. Jak to unieść, ciemne moce, śmiech szatana, absurd istnienia w normalności, rozpady, rozszczepienia, sny, kosmosy, paranoje, urojenia – niemożność, a jednak wciąż w walce, topiel poza mną jeszcze, nawet z otchłani mi się udało powrócić, z totalnej paranoi, z kompletnej samotności w miłości, potrafię tak kochać, tak tęsknić." idealnie opisywały moją osobę. Czułem się, jakbym czytał powieść, gdzie bohaterem jestem ja. Jakie to było uczucie, kiedy wiedziałem, że ktoś niestety przeżywa tą ciągłą katorgę. Wtedy dotarło do mnie, że nie jestem jedyny.

        Od dobrych dwudziestu minut siedziałem samotnie w głównym salonie na piętrze, oglądając stary, dobry serial "Przyjaciele". Chociaż widziałem już te odcinki, nie potrafiłem patrzeć na to, co puszczano na innych kanałach. Roznegliżowane, puste dziewczyny, napakowani kolesie na sterydach... To wszystko wyglądało na strasznie idiotyczne. Dlaczego ludzie chcieli zaśmiecać swoje głowy takimi śmieciami?
Zauważyłem, że wystarczyło kilka krótkich lat mojej nieobecności w świecie, by ten zmienił się nie do poznania. Miasto, w którym się wychowałem, muzyka, programy telewizyjne, ceny w sklepach, wszystko! Nic już nie było takie samo. Nie wiedziałem jednak nadal, czy zmiana ta wyszła na lepsze, czy na gorsze. Z czasem zapewne się tego dowiem. Tylko co teraz? Chcę uciec w psychozę, bo nie potrafię stanąć przed lustrem, wypowiedzieć prawdę i zacząć nowe życie.

        Odetchnąłem głęboko a moja dłoń mimowolnie przesunęła się po włosach, przeczesując je palcami. Durne myśli. Podniosłem się w końcu z kanapy podchodząc do drzwi pokoju Rose. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy aby na pewno dobrze robię. Zaciskając powieki podniosłem dłoń, uderzając nią w drewniane drzwi kilka razy.
        — Rose? Mogę wejść? — zapytałam niepewnie słabym głosem. Czułem, że moje ciało drży z nerwów. W końcu wczoraj niemalże pobiłem tą drobną, słodką istotkę. Nie chciałem tego, naprawdę, ale trudno było mi zapanować nad wszystkim.
Gdy nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, nacisnąłem na złotą klamkę i pchnąłem drzwi, zaglądając do środka. W pokoju panował istny chaos. Aż cofnąłem się, by sprawdzić, czy aby na pewno otworzyłem dobre drzwi. Nie, to na pewno to pomieszczenie. Zrobiłem krok do przodu i dopiero teraz ujrzałem siedzącą obok łóżka, od strony okna, półprzytomną Rose. Czym prędzej podbiegłem do niej klęcząc obok jej kruchego, delikatnego ciała.
        — Rose, hej kochana, Rose co Ci jest? — przejęty stanem ciemnowłosej zacząłem oklepywać delikatnie jej policzki a następnie chwyciłem pod nogi oraz w pasie, by przenieść ją na łóżko. Wszędzie panował bałagan, zaduch, istny burdel na kółkach, jak to mawiała moja babcia.
Jęknąłem załamany widząc, że nawet nie reaguje na moje słowa. Udałem się do łazienki, z której na dłoniach przyniosłem zimną wodę, ochlapując jej twarz. Do mych uszu dotarł cichy bełkot a ciało Rose poruszyło się. No nareszcie!
        — Mała, no już, otwórz oczy. — mruknąłem, siadając przy jej drobnym ciele. Moja dłoń mimowolnie powędrowała na policzek dziewczyny, gładząc go z czułością, jakby była najdelikatniejszą i najcudowniejszą istotką na świecie. Taki jej obraz widniał w moim sercu oraz głowie.
Długo nie musiałem na szczęście czekać. Już po chwili powieki Rose lekko drgnęły, ukazując mi zamglone oczy, za którymi zdążyłem zatęsknić. Widząc jej rozszerzone źrenice zacisnąłem wargi. Natychmiast, zdecydowanym ruchem, chwyciłem jej ramię pociągając w swoją stronę. Tak, jak myślałem, widniał tam ślad po igle, którą musiała niedawno wbić, wprowadzając narkotyk. Tylko skąd ona to miała?

        Godzinę później wszedłem ponownie do pokoju ciemnowłosej z tacą, na której postawiłem talerz z kanapkami oraz sok. Spojrzałem na jej zmęczoną twarz, która skierowana była w stronę sufitu, dość zrelaksowana i uśmiechnięta.
        — Już nie śpisz? — zapytałem spokojnie kładąc na szafce obok łóżka jedzenie. Stanąłem przy oknie krzyżując ręce na piersiach, gdzie miałem dobry widok na Rose. W ciszy usiadła po turecku a ciche westchnięcie opuściło jej słodkie, malinowe wargi.
        — Nie, nie śpię. Wybacz, że oglądałeś mnie w takim stanie. — nerwowo spoglądała w moją stronę biorąc tacę na kolana, by już po chwili zacząć jeść to, co dla niej przygotowałem.
        — Nic nie szkodzi. Chciałbym z Tobą porozmawiać. — gdy nasze spojrzenia się spotkały, momentalnie zacisnąłem palce na swoich ramionach, pocierając je lekko. Nagle dokoła wyczuć mogłem jedynie chłód i swój strach, który na pewno nie był niezauważony przez Rose. Kiedy ta nic nie odpowiedziała, pozwalając mi na dalsze przemówienie, spuściłem wzrok na podłogę. — Przepraszam za to, że wczoraj mi tak odbiło. Nie chciałem Cię skrzywdzić, naprawdę. Jesteś... Taka delikatna, krucha. Nie miałbym serca, gdybym cos Ci zrobił. Ja po prostu... Mam pewne problemy.
        — Jakie problemy? Skoro nie chciałeś tak na mnie naskoczyć to co to było? Chwila słabości? — przerwała mi z wyrzutem, mówiąc z pełną buzią. Nawet w takim momencie wydawała mi się być najcudowniejszą osobą pod słońcem. Przez dłuższą chwilę biłem się ze swoimi myślami, czy powiedzieć jej o tym, na co jestem chory, jak wielki ciężar noszę na swych plecach. Ale... Skoro postanowiła ze mną uciec, powinna wiedzieć, choćby już za chwilę miała mnie wyrzucić z domu i tym samym ze swojego życia.
        — Jestem chory. — przełknąłem, podnosząc wzrok na jej zdezorientowaną twarz. — Chory psychicznie. To schizofrenia. Nie mam niestety leków, to znaczy zapomniałem ich, a bez tego nie da się normalnie funkcjonować. Właśnie stąd ten mój wczorajszy wybuch. — nasze spojrzenia się spotkały i, jedyne, co udało mi się wyczytać z oczu Rose, to smutek. Przygnębienie, współczucie, zaskoczenie, ale i strach. Nawet się nie dziwiłem tego ostatniego. Każdy boi się psycholi. Nie zaskoczyłoby mnie, gdyby uciekła z pokoju zawiadamiając policję, lekarzy, kogokolwiek, by tylko mnie stąd zabrali.
        — Można je gdzieś załatwić? Potrzebna jest pewnie recepta, ale znam kogoś, kto może nam pomóc. Muszę tylko wiedzieć co to za leki. — byłem zapewne bardziej zaskoczony od Rose, gdy wyznałem jej swój sekret. Może nie będzie aż tak źle?



_____________________ * * * _____________________




Czytasz? Skomentuj. Bardzo proszę.
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale obiecuję, że wszystko nadrobię.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.




Chcecie bym Was informowała? Piszcie swoje username w zakładce informowani lub pod rozdziałem.

15 komentarzy:

  1. Taaak powiedzial jej!!! Suuper czekalam na to mam nadzieje ze teraz bedzie juz okey,czekam na kolejny :) @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurde tak zajrzalam i tu takie BUUUUM 😱 wrocilas... no niezle 😘 supi rozdzial ale troche krotki zwlaszcza na to ze tyle cie nie bylo;) weny zycze i czekam na nowy 😂💖 mam nadzieje ze mniedzy Justinem a Rose cos zacznie sie dziać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny będzie o wiele dłuższy. Ten napisałam dziś, jakikolwiek wstęp do tego, co będzie dalej. Muszę się jakoś rozpisać i znów wprawić, bo wyszłam z wprawy.

      Usuń
  3. Wchodzę na tego bloga i nagle BUM zaskoczenie, że w końcu wróciłaś! tęskniłam za tym opowiadaniem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak sie ciesze, ze pojawil sie tu nowy rozdzial <3 rozdzial cudowny i czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny ! ;* czekam na kolejny ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże! Tak dawno mnie tu nie było! wszystko nadrabiam! :)
    rozdział wspaniały :>
    uwielbiam to czytać :)
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. kxkfisoskdbdisofjksoelfnx
    zajebiozos 👌👌

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny
    zapraszam na mojego bloga o Justinie
    http://lovemeharder-justin.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  9. no wlasnie widzimy jak "nadrabiasz" heh;)))) jestes zalosna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że również mam wakacje i korzystam z nich jak mogę, przez co nie ma mnie w domu :)

      Usuń
    2. skonczylas z tym ff juz?:(( wakacje sie skonczyly...

      Usuń
  10. Super rozdział CZEKAM NA NEXTA.Teraz będę zaglądać tu regularnie. Zapraszam do mnie opowiadania111.blogspot.com Wstawię tam link do twojego bloga dziś wieczorem ;)

    OdpowiedzUsuń